sobota, 18 grudnia 2010

Rozgrzana do czerwoności

I stało się. I zmogło mnie. Pokonało mnie podstępnie i przebiegle, nie przebierając w środkach. Zapewne nocne spacery nie wspomagają odporności. Teraz moja nieruchomość ograniczyła się do przestrzeni łóżka. Nieruchomość dotyczy także mojego ciała, które rozpalone rwie tępym bólem mięśni za każdym poruszeniem. Z godnością znoszę upływ czasu i kataru. Drażni mnie tylko zwężenie światła gardła, które wpuszcza w płuca mniej powietrza, dorzucając jeszcze od siebie ból i pieczenie. Takie darmowe dodatki wcale mnie nie interesują. Co najmniej trzykrotnie wzrosła przyrodzona wątłość mojego organizmu. Głowa chwieje się na zbyt słabej szyi. A mimo to nagle zaczyna denerwować mnie przymusowa bezczynność. Zażywałam jej w nadmiarze będąc zdrową, teraz łykam witaminy i przeżuwam w ustach przekleństwa. Przymykam oczy, bo łzawią od gorączki. A może z bezsilności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz