wtorek, 21 grudnia 2010

Strawberry Hill

Dręczą mnie sny erotyczne. Z pewnością celibat nie jest zdrowym dla mnie stanem. Dziś śniło mi się rozległe pole gęsto zarośnięte krzaczkami truskawek płożącymi się jak bluszcz. Pod pokrywą z liści – miriady czerwonych, ociekających krwiście sokiem owoców, dojrzałych do szaleństwa, ba, przejrzewających już nawet, stosy, krocie lekko sercowatych kształtów, wilgotnych i lśniących. Ich słodycz czułam niemal w powietrzu. Jakaś kobieta zbierała je pochylona, obok kilka pełnych koszyków, lecz ilość owoców przekraczała ludzkie możliwości i oczekiwania. Stąpałam po tej krwawej masie delikatnie jak po głębokim śniegu. Wspinałam się w górę lekko wznoszącego się pola, bo czekał tam na mnie bułany, mocny koń o muskularnej szyi. Był dokładnie w kolorze biszkoptów. Szłam powoli i ostrożnie, lecz pewnie, gdyż wiedziałam, że tylko moment dzieli mnie od wplecenia palców w jego kruczą grzywę.
Nawet teraz, gdy to piszę, oblizuję wargi. 


Nie mogę przecież krzyczeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz