czwartek, 23 stycznia 2014

You'll be thirteen I'll be thirty-five

Obudziłam się rano, łyknęłam lekarstwo na pusty, skręcony ze smutku żołądek i zasnęłam ponownie tylko po to, żeby dręczył mnie jakiś potliwy majak. Śniło mi się, że idę śnieżną szronioną nocą przez Most Dębnicki (jakże znamienny symbol ostatniego półrocza) równie chora i słaba jak na jawie, idę usiłując ukryć się w postawionym kołnierzu płaszcza, śnieg zasypuje mi oczy, zalewane jadowitym światłem pomarańczowych latarni (to przed oknem pokoju mam takie pomarańczowe, kuliste), a po mojej lewej i prawej stronie, w wodzie czarnej i zmrożonej na gęstą kaszę, ludzie tkwią w czepkach ograniczeni przez namalowane na tej gruzłowatej, niemal żywej powierzchni - falowanie wody wyglądało jak oddech - boiska do gry w jakąś potworną, czarną odmianę wodnej piłki, ten atrament ich unosił w górę i w dół rozebranych do majtek, a ja garbiłam się coraz bardziej, coraz bardziej marznąc od samego patrzenia.


Nie mam nawet takich czarnych zdjęć












































PS. Nie jest dobrze, bo nie ma zdjęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz