wtorek, 27 stycznia 2015

I won't be found

Zanim postawiłam stopę na jego nienajczystszym bruku, serce tysiąc razy chciało mi wyskoczyć z ciasnej klatki żeber. Strach. Strzały. Strzały.

A potem maleńki samolot przyniósł mnie na swoich skrzydłach do zalanej rzęsistym deszczem zielonej krainy i wrzucił w to miasto jak do gniazda.

Następnego ranka szliśmy mrużąc oczy przed oślepiającym blaskiem słońca wzdłuż bulwaru obramowanego jasnymi twarzami białych kamienic. Czuję się obywatelem świata, wypowiedział moją myśl jak zwykle S.

Jak w domu.

Od pierwszej chwili.







Paryż.