niedziela, 20 września 2015

Pytają państwo, co to jest miłość

To ja państwu odpowiem. Miłość jest wtedy, kiedy w deszczowy wieczór jedziesz do oddalonej o czterdzieści minut drogi knajpy, żeby oglądać, jak inni ludzie jeżdżą na rowerze, na kręconych z ręki, chałupniczych filmikach.

To jest miłość, która nie rdzewieje.

Albo:
Co to jest miłość, pytają państwo. To ja państwu odpowiem. Miłość jest wtedy, kiedy w deszczowy wieczór porzucasz swój wygodny pokój i idziesz do knajpy, żeby siedzieć obok twojej dziewczyny, która wytrzeszcza oczy, kwiczy cichutko i podskakuje na tyłku z podniecenia, kiedy ogląda, jak inni ludzie, nie ona, jeżdżą na rowerze, na kręconych z ręki, chałupniczych filmikach. 

I dzięki tej miłości nawet nie nudzisz się aż tak bardzo. 

***

Mimo tego, że pewna strefa życia wali mi się w gruzy (nie miłość, na szczęście), wraz z nadejściem września coraz silniej czuję się jak w domu. Ktoś gdzieś napisał, że odchodzi od nas poczucie, że ciągle musimy gdzieś być, bo dzień jest długi, jest lato i nawet w wieku trzydziestu lat, na etacie, możemy mieć przecież wakacje. A teraz już nie, wracamy do równowagi i nie musimy udawać, że wciąż wypada nam nosić szorty, i tak dalej. Jesienią szare ptaki jak ja dobrze się prezentują na tle barwnych liści. Wczoraj rano wyjrzałam przez okno i odetchnęłam z ulgą, że pada. Że mogę siedzieć pół dnia przy biurku i jest szansa, że nie umrę na wyrzuty sumienia. 

O niczym innym nie marzę, jak zwolnić. Zwolnić. Zwolnić.


Zwolnić.