O projekcie

Logistyka i szczegóły techniczne wyjazdu
Nie miałam wątpliwości, że na Glacensis zabieram lekkiego hardtaila i miałam w tym absolutną rację. Zagęszczenie podjazdów, które musiałabym pokonać na rowerze enduro, prawdopodobnie przyprawiłaby mnie o załamanie nerwowe już drugiego dnia i odesłałabym Canyona do domu paczkomatem. Postanowiłam jednak Hrabiemu Solo (Rose Count Solo) dodać nieco animuszu i wstawiłam mu regulowaną sztycę, którą dawno miałam już w planie, a odkąd mam Canyona, uważam za wydatek właściwie niezbędny. Koszt spory, ale frajda i użyteczność ogromna.
![]() |
Wierny Evoc |
Dzień pierwszy: od Międzylesia do Międzygórza - 57 km
Właściwie na chybił-trafił wybrałam kierunek do Srebrnej Góry, mając w planie zakończyć lipcowy trip w tym samym miejscu, co czerwcowy (Singletrack pod Smrkiem - Pasmo Rowerowe Olbrzymy - Trasy Enduro Srebrna Góra). Nic nie stoi na przeszkodzie, by wybrać się w drugą stronę i zacząć na przykład w Bardzie Śląskim lub Srebrnej Górze, chociaż jest kilka szczegółów, które przemawiają za "moim" kierunkiem. Ale to na koniec.
Ja zdecydowałam się zacząć od bardziej wysuniętego miejsca na mapie względem Wrocławia, a trudno o bardziej wysunięte w Kotlinie Kłodzkiej niż Międzylesie. Dostałam się tam pociągiem kursującym do czeskiego Lichkova - w ciągu dnia znajdziecie kilka połączeń Kolei Dolnośląskich i pociągów Regio. Ponieważ w urlop wcięły mi się wybory, postanowiłam jechać tylko te pętle, które są stosunkowo blisko siebie w jednym łańcuchu, dlatego nie atakowałam usytuowanej w Górach Bystrzyckich Jagodnej, chociaż to skądinąd jedno z moich najukochańszych miejsc w Sudetach. Miałam na to 4 i pół dnia, bo najpóźniej o 15:00 musiałam z Barda ruszyć do Wrocławia i przesiąść się na pociąg do Krakowa.
W Międzylesiu czekała na mnie pętla o zaskakującej nazwie Międzylesie (10,2 km długości/199 m przewyższenia - w nawiasach podaję całkowite długości pętli ze strony Singletrack Glacensis, nawet jeżeli jechałam tylko pół). Zaczyna się i kończy dokładnie w tym samym miejscu, nieco powyżej stacji PKP. Widać, że jest nowiusieńka, wysypana w całości szarym żwirem. Wije się po zboczu w lesie (między-lasem, he he!), jest programowo wyposażona w bandy i mostki, podjazd jest odpowiednio rozłożony, zjazd jest... Zjazd jest. Ponieważ podobno każda gmina sama buduje swoje trasy, to mogą się one nieco od siebie różnić jakością wykonania. Międzylesie jest na pewno dobra do ćwiczenia łydy, ale są w niej miejsca, które wybijają z rytmu na zjeździe i odbierają punkty za całokształt (głębokie rowy w kształcie niemal litery V, które przejeżdża się zwyczajnie nieprzyjemnie). Niestety nie jest też widokowa.
W samym miasteczku nie spodziewającie się kawy przed 12:00 (obie restauracje nie otwierają się przed tą godziną, ale mrożoną kawę z automatu znajdziecie w cukierni - ostrzegam, że nie testowałam!), jest za to kilka sklepów i zamek do samodzielnego zwiedzania. Zainteresowanym zwiedzaniem polecam ten wpis mojej ulubionej Podróże po kulturze o mniej znanych atrakcjach Ziemi Kłodzkiej. Z Międzylesia malowniczą drogą przez pola oraz miejscowość Szklarnia udałam się na Pętlę Jodłów, zaliczając po drodze dość spory podjazd.
![]() |
Ostatni rzut oka na Międzylesie |
Na Pętlę Jodłów (13,1 km/272 m w górę) zajechałam trochę od tyłu, więc najpierw musiałam pokonać odcinek podjazdowy, a raczej powrotny na miejsce startu, czyli parking w okolicy Ośrodka Górskiego Ostoja w Jodłowie. Nie zmartwiło mnie to jednak wcale, bo odcinek dojazdowy na miejsce startu to jedna z najpiękniejszych dróg przez pola, jakie poznałam! A zważając na moje wieloletnie doświadczenie włóczykijskie, to widziałam tych łąk, pastwisk i przydrożnych kapliczek całkiem sporo. Dobra wiadomość dla nieskołowanych jest taka, że to jednocześnie niebieski szlak pieszy i uwierzcie mi, bardzo chcecie się nim przespacerować.
![]() |
Krowy na tle Trójmorskiego Wierchu |
Po niecałych 5 kilometrach docieramy do parkingu, gdzie zaczyna się zjazd Pętli Jodłów (8 km), kończy i zaczyna Pętla Ostoja (13,9 km/311 m przewyższenia) oraz szlak pieszy na Trójmorski Wierch z wieżą widokową (och, jak mnie kusił!). Niestety, wbrew wielkiej drewnianej tablicy, nie znajdziecie tam żadnej kawy czy herbaty, bo przynajmniej w tym roku schronisko Ostoja jest zamknięte na głucho, a na drzwiach kredą widnieje wielki napis "PTASIA GRYPA". Nie pozostało mi nic innego, jak ruszyć w dół słynnego już odcinka Jodłów. I to jest sztos! W skali Glacensisu ten odcinek jest oznaczony jako "trudny", trzeba jednak wziąć poprawkę, że trasy Glacensisu są naprawdę przystępne, wygładzone i zdecydowanie celujące w szeroką grupę rowerzystów MTB, więc nie oznacza to szczególnych trudności dla rowerzysty obeznanego z górskim terenem naturalnym. Wszystko oczywiście zależy też od prędkości przejazdu, a akurat Jodłów pozwala się rozpędzić i pobawić, a do tego serwuje najlepsze widoki z całego zestawu Glacensisów, które przejechałam.
![]() |
Ta droga <3 |
![]() |
Mosteczek na Pętli Pod Śnieżnikiem |
Dzień drugi: Międzygórze - Stronie Śląskie (Konradów) - 66 km
W dniu, kiedy ja startowałam z Międzygórza, czyli 14 lipca 2020, Pętla Międzygórze (29 km/782 m w górę) łącząca tę wieś i trasy wokół Stronia Śląskiego nie była jeszcze oficjalnie oddana do użytku i chociaż ciekawość była dojmująca, pojawił się inny pomysł na ten dzień. Wiedziałam, że chcę dostać się na Czarną Górę i zjechać z niej Milky Wayem, trasą należącą do kompleksu Bike Park Czarna Góra, ale uzgodnioną w ramach projektu Singletrack Glacensis. Tego dnia postanowił do mnie dołączyć Sergiusz, którego obserwuję chyba od początku mojej obecności na Instagramie, czyli ponad dwa lata - dojechał on rowerem do Międzygórza z Kłodzka, czyli 30 km w jedną stronę, co przynajmniej nieco wyrównywało nasze kondycyjne szanse. Podpowiedział też, którym szlakiem dostaniemy się najłatwiej do schroniska na Śnieżniku i około 10:30 wyruszyliśmy w górę.
![]() |
To ja, niechcący wbijająca QOMa na podjeździe na Halę... |
![]() |
Hala Śnieżnicka i nadciągający turyści |
Znacie mnie już pewnie i wiecie, że ostatnia rzecz, z jakiej słynę, to średnia prędkość przejazdu, więc tylko dzięki towarzystwu Sergiusza na Halę Śnieżnicką dostaliśmy się całkiem żwawym tempem. Zrezygnowaliśmy z wynoszenia rowerów na szczyt (choć mnie kusiło) i dalej ruszyliśmy przepięknym czerwonym szlakiem przez Żmijowiec z widokami na wszystkie strony świata. Na krótko odbiliśmy, by obejrzeć Mariańskie Skały (warto) i dość szybko stanęliśmy u stóp stromego wypychu pod końcową stację kolejki na Czarną Górę.
Nie mam niestety materiału z przejazdu Milky Wayem, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że to naprawdę doskonała zabawa - choć bardziej wymagająca niż trasy Glacensis. Milky Way wyłożony jest cudnymi białymi głazami, w górnej części widokowy i poprowadzony z rozmachem - cieszyłam się jak dzieciak! Co prawda wyróżniałam się na tle uzbrojonych po zęby, a raczej po szczęki kasków rowerzystów enduro i downhill, na moim rekreacyjnym hardtailu, w lycrze i bez żadnych ochraniaczy, a do tego z ogromnym garbem napakowanego do pełna Evoca, ale to tylko dodawało niezwykłości temu zjazdowi, bo nie sądzę, by Hrabia Solo miał jeszcze kiedykolwiek okazję trafić do bike parku. Na dole zjedliśmy obiad w Karczmie Puchaczówka i ruszyliśmy jeszcze zobaczyć pewne miejsce spoza tras Glacensis, ale bardzo warte uwagi - Skowronia Góra, położona całkiem bliziutko planowanej Pętli Międzygórze i z obłędnymi widokami na całą Ziemię Kłodzką. Spójrzcie sami!
![]() |
Droga do nieba! |
![]() |
W centrum Czarna Góra z masztem, a za nią - Śnieżnik |
![]() |
Mnie zachwyca. |
![]() |
Pętla Rudka |
![]() |
Koniec Pętli Stronie Śląskie |
![]() |
Stara Plebania w Konradowie - budynek z prawej pochodzi z połowy XIV wieku! |
Cudnie, że to wszystko opisałaś! :)
OdpowiedzUsuń