czwartek, 30 stycznia 2014

White as diamonds

Stoję na środku pokoju i z przerażeniem konstatuję, 
jak bardzo wypranie firanki zmieniło 
jakość światła w moim pokoju.






Jak niewiele potrzeba, żeby zrobić jaśniej, aye?


wtorek, 28 stycznia 2014

Tired Feet

W zamknięciu tracę rozum. Ale na koniec strasznego dnia, przespanego snem nerwowym i gorzkim, suchość w ustach, trafiłam na piękne zdjęcia i w końcu zaczerpnęłam oddech. Pomyślałam, że do diabła, i tak wciąż jest po co żyć. 









piątek, 24 stycznia 2014

If I had a heart

Wczoraj przed zaśnięciem dopadła mnie straszna myśl, że z ostatnich mniej więcej dziesięciu lat mam tylko garstkę zdjęć samej siebie. Kiedy umrę, nikt nie będzie wiedział, jak wyglądałam w tych latach. Będzie koszmarna luka.





czwartek, 23 stycznia 2014

You'll be thirteen I'll be thirty-five

Obudziłam się rano, łyknęłam lekarstwo na pusty, skręcony ze smutku żołądek i zasnęłam ponownie tylko po to, żeby dręczył mnie jakiś potliwy majak. Śniło mi się, że idę śnieżną szronioną nocą przez Most Dębnicki (jakże znamienny symbol ostatniego półrocza) równie chora i słaba jak na jawie, idę usiłując ukryć się w postawionym kołnierzu płaszcza, śnieg zasypuje mi oczy, zalewane jadowitym światłem pomarańczowych latarni (to przed oknem pokoju mam takie pomarańczowe, kuliste), a po mojej lewej i prawej stronie, w wodzie czarnej i zmrożonej na gęstą kaszę, ludzie tkwią w czepkach ograniczeni przez namalowane na tej gruzłowatej, niemal żywej powierzchni - falowanie wody wyglądało jak oddech - boiska do gry w jakąś potworną, czarną odmianę wodnej piłki, ten atrament ich unosił w górę i w dół rozebranych do majtek, a ja garbiłam się coraz bardziej, coraz bardziej marznąc od samego patrzenia.


Nie mam nawet takich czarnych zdjęć












































PS. Nie jest dobrze, bo nie ma zdjęć.

wtorek, 14 stycznia 2014

Jest hardkor.

Jest hardkor. Trzy pierwsze rzędy zajmują obnażone emerytki i rencistki, o wydłużonych kształtach bardzo bladych dyń piżmowych, dzierżące pod biustami absurdalne piankowe słomki jak ogromne papiloty, co one na to będą nawijać, skoro na głowach mają czepki? Wpatrzone w odgrywającą przed nimi jakiś wrzaskliwy monolog instruktorkę rzucającą się po brzegu jak wyłowiona ryba, piszczą głośno przypominając sobie zapewne siódmą klasę podstawówki. Ja miotam się wzdłuż krawędzi, wszędzie znowu woda, a nade wszystko ludzie, ludzie, ludzie jak morze fok w kolorowych majtkach, wszystkie kolory tęczy na zadkach, włażę w końcu, bo już zapłacone z góry, a dla mnie dziewięć złotych to jakieś osiemdziesiąt procent netto, poza tym ucierpiałaby na dezercji moja wątła reputacja. Dostaję się w straszliwy strumień pięciu wysportowanych mężczyzn i walczę o życie. Chociaż normalnie znam dużo pozycji, to w wodzie potrafię przyjąć tylko pozycję misjonarską na plecach* i brnę w to, pryskając w górę wodą zalewającą mi usta jak wieloryb z wytatuowanym na czole logo producenta czepka. Idiotyczne okularki za 9,99 zł mogą mi posłużyć chyba tylko jako ozdoba do włosów. Gdybym była nad morzem, ale niezbyt wzburzonym, i spadłyby mi majtki od bikini, to mogłabym sobie ich ewentualnie z pomocą tych gównianych okularków poszukać na dnie, o ile nie byłoby zbyt zamulone. Scheissebrillen. Ich pięciu produkuje straszliwy łoskot pracującymi jak łopaty wentylatora ramionami, a ja nagle zderzam się z czyimiś stopami, sterczącymi ponad powierzchnią niczym rozpaczliwy znak poddania się, jakiś włochaty gość sapie i pcha przed sobą styropianową deskę i JEDNAK płynie wolniej niż ja. Przekręcam się do żabki, żabka w moim wykonaniu mogłaby być równie dobrze nazwana glizdą lub czymś równie wdzięcznym i przyjemnym, pełznę po powierzchni wody za tym facetem walczącym o życie bardziej niż ja. W końcu maniakalna instruktorka odgwizduje fajrant i gdaczące kwoki z papilotami wyłażą na brzeg, upatruję w tym swoją szansę, zmieniam tor i wystrzelam do przodu, nareszcie wolna, oślepiona radością i brakiem tych okularków zasranych, bo chlor wyżera mi spojówki. Kątem oka zauważam, że tuż za mną z łopotem skrzydeł mknie całkiem jędrny motyl, rozbryzgując wodę ramionami na szerokość dwóch sąsiednich torów. Nie mam szans, skoro jego rozpiętość wynosi sto dziewięćdziesiąt centymetrów i akurat mnie nie da się wmówić, że rozmiar nie ma fundamentalnego znaczenia. Przepuszczam go przy nawrocie i ruszam jego śladem, licząc po cichu, że może popłynę szybciej poprzez jakieś fizycznie uzasadnione zassanie wody, ale kończąc długość nagle znowu zderzam się z czyimiś kończynami dolnymi, należącymi tym razem do przemiłej starszej pani w ogromnych, przysięgam, narciarskich goglach, i nie mogę uwierzyć, że nieszczęścia pływają parami. Nie da się oszukać przeznaczenia, do motyla dołącza jakiś inny admirał, i jest już zupełnie po równo, dwie kobiety i dwóch mężczyzn współżyje w zgodzie na jednym torze w wesołym czworokącie, i każda pokonana długość miażdży wszelkie teorie, za przeproszeniem, feministek, dotyczące równości płci, bo szanse za cholerę wyrównane nie są. Motyl płynie trzy razy szybciej niż ja, a ja dwa i pół raza szybciej niż starsza pani, co kończy się wyprzedzaniem na trzeciego i modlitwą do dobrego boga o zachowanie mojego życia od śmierci przez utopienie. W końcu dobijam do przepisowych czterdziestu minut i uciekam w popłochu do szatni.



* W chwilach zagrożenia posługuję się chaotycznym pieskiem. Moi drodzy przyjaciele upatrują w tym oczywiście wyśmienity powód do żywiołowej radości, że ja na pieska. Deklarują pokonanie triathlonu, na moją cześć płynąc dziewięćset pięćdziesiąt metrów pieskiem, pedałując czterdzieści pięć kilometrów na "Wigry 3" i przebiegając dziesięć kilometrów w sandałach. I skarpetkach. Jedyne, co mi się w życiu udało, to przyjaciele.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Concrete Heart

Rok Drewnianego Konia. Kolejny raz mam spierdolony horoskop. Na litość boga, ileż można. W tym roku będę musiała radzić sobie sama. Prychnęłam za złością. Zakrztusiłam się przy wskazaniu, że będzie trzeba powściągnąć swoje apetyty. Omal nie zaklęłam na głos, kiedy przeczytałam, że marzenia o miłości spełzną w tym roku na niczym. Niechże to pochłonie zaropiałe morze klątw.

Ja Smok. 

Zamiast udanego horoskopu (chuj wam w dupy, gwiazdy!) dostałam piękne życzenia, które tutaj przepisuję, żeby nie zgubić:


Tobie za to życzę:

- niezachwianej wiary w swoją WIELKOŚĆ
- pewności siebie, która rozpierdoli przed Tobą wszystkie przeszkody
- niezawodności, energii i geniuszu w zakresie organizacji swego czasu, życia, aktywności. Niech każda wykorzystana minuta odwdzięcza Ci się kroczkiem na drodze do pieknego spełnienia i sukcesu!
- spełnienia najskrytszych marzeń. Jeśli marzysz o miłości - niech to będzie miłość. I niech to ona Cię znajdzie! 
- niewyczarpanych zasobów energii, ale nie tej z węglowodanów, ale tej prosto z głębi serca :) optymizmu i radości! BO WSZYSTKO ma swój czas, porządek, sens i piękno.


Wielkość. Pewność. Spełnienie. Miłość. Energia. Niech to zastąpi pięć chińskich, zasranych żywiołów.






Wszystko ma swój czas, porządek, sens i piękno.



Zazwyczaj otoczony dworem wielbicieli oraz pochlebców królewski Smok będzie zmuszony radzić sobie w tym roku sam.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/horoskopy/news-wielki-chinski-horoskop-na-rok-2014,nId,1077906?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefoxZazwyczaj otoczony dworem wielbicieli oraz pochlebców królewski Smok będzie zmuszony radzić sobie w tym roku sam.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/horoskopy/news-wielki-chinski-horoskop-na-rok-2014,nId,1077906?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefoxZazwyczaj otoczony dworem wielbicieli oraz pochlebców królewski Smok będzie zmuszony radzić sobie w tym roku sam.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/horoskopy/news-wielki-chinski-horoskop-na-rok-2014,nId,1077906?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefoxZazwyczaj otoczony dworem wielbicieli oraz pochlebców królewski Smok będzie zmuszony radzić sobie w tym roku sam.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/horoskopy/news-wielki-chinski-horoskop-na-rok-2014,nId,1077906?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Zazwyczaj otoczony dworem wielbicieli oraz pochlebców królewski Smok będzie zmuszony radzić sobie w tym roku sam.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/horoskopy/news-wielki-chinski-horoskop-na-rok-2014,nId,1077906?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Zazwyczaj otoczony dworem wielbicieli oraz pochlebców królewski Smok będzie zmuszony radzić sobie w tym roku sam.

Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl/horoskopy/news-wielki-chinski-horoskop-na-rok-2014,nId,1077906?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

piątek, 3 stycznia 2014

OŻ KURWA!!!

Policjanci byli strasznie mili i zwijając w dłoni kwitek mandatu poprosiłam z uśmiechem, żeby trzymali kciuki za mój maraton. 


Przebiegłam na czerwonym świetle, jakby wcale nie mijało dzisiaj 13 miesięcy i 13 godzin od śmierci mojego chłopaka, wyprzedzającego sznur samochodów na podwójnej ciągłej.

czwartek, 2 stycznia 2014

O kurwa

O kurwa, myślę sobie, zapomniałam spisać noworoczne postanowienia! W rzeczy samej zapominam co roku, albo się wyrywam przed orkiestrę i smaruję po dzienniku już przed świętami, a potem czuję się jak przedwczesny afekt. Zresztą z każdą kolejną rozmową z moimi przyjaciółmi wpadają mi do głowy nowe genialne pomysły, takie jak niespożywanie cukrów prostych czy niespotykanie się ze skurwysynami. A nawet unikanie myślenia o tychże, obydwóchże. Dziś drugiego dnia nowego roku odczułam wyraźnie napływ nowego zapału i chęci do zmieniania swojego życia na lepsze. Właściwie moje życie nie jest zjebane, co ustaliliśmy już kilka dni temu, ale możnaby je z pewnością zoptymalizować i to we wszystkich możliwych płaszczyznach, zwłaszcza odżywiania i życia towarzyskiego. Niniejszym postanawiam zatem publicznie NIE POZWALAĆ SOBIE na to i owo, a także solennie przyrzekam nie palić papierosów aż do 1 stycznia 2015. Niech bóg ma mnie w swojej opiece!


PS. Narkotyki też nie wchodzą w grę, ale alkohol... Słyszałam, że życie bez alkoholu jest możliwe, ale to niebezpieczne.

środa, 1 stycznia 2014

I tak cały rok!

"I tak cały rok!" - krzyknął do mnie ze śmiechem biegacz mijany w pędzie na drodze biegnącej przez puszczę, kiedy pedałowałam (bez przekonania właściwie) tamtędy w poranek wigilijny. Właściwie dalej nie wiem, i nie chcę dociekać, czy kolejny rok ma być taki, jak dzień Wigilii, jak ostatni dzień roku czy jak 1 stycznia. Najmniej chciałabym, żeby przypominał 1 stycznia, bo wtedy zazwyczaj śpi się i umiera w męczarniach na gwałtowny zrzut kacowy. W Wigilię właściwie robi się co roku to samo, więc też byłoby to podejrzanie nieprawdziwe. A jeśli to Sylwester zwiastuje i przepowiada to, co nas spotka w kolejnym roku? Jeśli tak, to niech mnie dunder świśnie, ale 2014 zapowiada się na najbardziej wstrząsający rok mojego krótkiego życia.


Przesuwać granice w absurdalne rejony.