I niewiele poza tym. Bóg, o ile istnieje, choć uważam, że nie, wystawia mnie na ciężkie próby. Hartuje moje serce, by było dzielne i twarde jak diament. Szlifuje ten kryształ we wszystkie możliwe fasety.
Nie przeczę - potykam się. Często się chwieję.
Ale ostatnimi czasy, mimo przeszkód, staram się iść. Z rękami w kieszeniach, ze wzrokiem wbitym w niebo. W korony drzew. Albo w horyzont.
Wydrążyłam swoje serce łyżeczką jak grejpfruta. Zrobiłam to po to, by było czyste i nowe. Jest puste, by można je było od nowa napełnić.
Od nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz