środa, 6 sierpnia 2014

I Followed Fires

20 lipca
Zanim dojadę do Krakowa, ten zeszyt rozpuści się od potu.

Wczorajszy zachód słońca był taki, o jakim marzyłam od lat. 

Krwistoczerwona kula nad szeroko rozlanymi górami. Daleko widać. Ludzie szumieli nad ogniskiem, bardzo zadowoleni, ustawiali się w rzędzie, by fotografować słońce. Rozkosz. Oddałam Czechom klucz do pokoju, więc chodziłam tylko wokół schroniska, bez aparatu, ale chyba i tak nie dałby rady zrobić zdjęcia tego cudu. Rano wyszłam na Śnieżnik, godzinę spóźniona, przez co cały dzień ścigałam się z zegarkiem. Ze zmęczenia nie robiłam zdjęć.

Ale wyszłam na ten Śnieżnik, a im wyżej unosiłam się nad linię drzew, tym szerzej otwierało się niebo przede mną i tym bardziej rosło serce we mnie. I wiatr mnie dorwał jeszcze. Szłam prawie w samych majtkach, i wiatr głaskał mnie po udach, czułam go całą drżącą skórą, i narastało we mnie podniecenie. Chciałam objąć tymi chłodnymi udami szczupłe biodra wiatru.

Potem jeszcze samolot kołujący nade mną, lecący wprost na mnie stojącą dumnie po kolana w miękkiej gąbce mchu, obnażoną i jasną i pewną.

Wtedy już wiedziałam o rozsianych na przestrzeni kilkunastu kilometrów trupach, oznaczanych flagami, tu okruch, tu okruch, tu okruch.

 Zdziwieni nocujący na Śnieżniku mężczyźni, w długich spodniach i bluzach, patrzyli na mnie ze zdumieniem, kiedy pozdrowiłam ich, mijając. A potem biegłam już przez dwanaście godzin, walcząc z czasem i opętańczym pragnieniem, piłam na klęczkach wodę ze stu strumieni i powłóczyłam kijami po krzakach jagód. Borowina jako symbol życia na wielkanocnym stole. Z westchnieniem dotarłam do miłego widoku schroniska.

Pamiętam jeszcze, jak spałam rozciągnięta rozkosznie na nagrzanym brzuchu góry, jak przesiany przez gałęzie złoty piasek pieścił mi policzki, jak czule otaczały mnie kurtyny jagodowych krzaków. 

To jest właśnie jakiś archetyp wolności - tak iść i iść i iść po wąskiej wstążeczce szlaku nad trawiastym urwiskiem, wybijając zgodny rytm serca i kijów, kojący i hipnotyzujący jak dźwięk fletu zaklinacza węży.

3 komentarze:

  1. Pięknie napisane, naprawdę pięknie... a mogłabyś jeszcze wspomnieć po ile piwo w schronisku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszędzie Opat za szóstkę. Ale i tak polecam Czerwonego Barona tutaj: https://www.facebook.com/browarjedlinka?fref=ts

      Usuń
    2. Dzięki za linka. Zmłócę Barona przy najbliższej okazji :)

      Usuń