Jeszcze kiedyś się spotkacie - mówi S., a ja wpatruję się usilnie w jego ramię i nie chcę podnieść oczu.
Nie chcę podnieść oczu, tak jak ona uparcie nie podnosiła, kiedy machałam jej palcami przed pyskiem i mówiłam do niej łagodnie: spójrz na mnie. Spójrz na mnie. Spójrz na mnie. Jej źrenice były maksymalnie poszerzone, kolosalne; kiedy odchyliłam koc, by obejrzeć koszmarnie zdeformowany guzem pysk, w mroku schronienia zaświeciły mleczne, bezdenne studnie. Sparaliżowana strachem nie mogłam oderwać od nich wzroku, aż się zmniejszyły, jakby z wysiłkiem.
Ale wciąż mnie nie widząc.
***
Jakby z ludźmi było łatwiej zdecydować. To tylko kot. Przecież nie zapytam: czy chcesz już umrzeć? Czy to już koniec? Czy to ten moment? Czy tamten? Czy kolejny? Następny? Czy powiedziałaś nam już wszystko, co chciałaś? Czy byłaś już wszędzie? Czy masz już dość? Czy nie chcesz już patrzeć na ludzi, z którymi mieszkasz? Czy masz już dosyć słońca? Czy masz już dość oddychać?
***
Musicie pozwolić jej odejść - powiedział S. na głos moją myśl, jak zwykle. Siedziałam w wannie i płakałam, bo wiedziałam, że cokolwiek zrobimy, będziemy oprawcami. Wtedy jeszcze myślałam, że wycyganimy od losu kilka dla niej lat, że jest szansa, ale potem łzy popłynęły szybciej, że cokolwiek zrobimy, będziemy oprawcami: skąd mogła wiedzieć, po co pakujemy ją do kosza, czemu zatrzaskujemy drzwiczki, czemu wieziemy samochodem do miejsca, gdzie śmierdzi ostro strachem i dezynfekcją, gdzie wrzask, szczek i pisk, gdzie lodowaty metalowy stół i człowiek wbijający igłę w ciało.
Jeszcze wtedy myślałam, że może stamtąd wróci.
Ale potem powieźliśmy ją w koszyku, zamkniętą, obijającą się gnijącym, spuchniętym nosem o kratki, do miejsca, gdzie śmierdzi ostro strachem i dezynfekcją, gdzie wrzask, szczek i pisk, gdzie ja wyciągnięto i siłą posadzono na lodowatym, metalowym stole, po którym ślizgają się łapy, zwłaszcza stare i słabe. Gdzie nachylił się nad nią człowiek i wbił igłę w ciało. Gdzie zasnęła i już nigdy, nigdy, nigdy więcej się nie obudzi.
Dlaczego robimy to kotom. Dlaczego nie robimy tego ludziom.
Czy to akt łaski, czy przemocy, bohaterstwa, tchórzostwa, obojętności?
***
Była zupełnie obojętna. Nie podniosła wzroku, wpatrywała się gdzieś w dół, nieruchomo, w punkt przed sobą. Zostawiłam ją tak, a kiedy przyszłam za godzinę, skryła się cała pod kocem, a u wejścia do kryjówki widoczny był tylko wygięty w łuk grzbiet. Dotknęłam szarego futra, zaczęła mruczeć. Uklęknęłam przy łóżku i gładziłam ją po grzbiecie, a ona mruczała spod koca. Koty mruczą nie tylko z przyjemności, mruczą zawsze, kiedy chcą się uspokoić. Mruczą nawet, kiedy umierają. Nachyliłam się nisko i przytuliłam twarz do jej grzbietu. Futro było pachnące i ciepłe. Żywe. Ciepłe, więc żywe. Kogo chciała uspokoić tym mruczeniem - mnie czy siebie.
***
'Cause we'll hold each other soon
in the blackest of rooms
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz