piątek, 22 maja 2015

No Advice

Przez przypadek mam na biurku snop różowych, krągłych róż. 

Są dni, kiedy się boję, ale przecież przez większość czasu dryfuję na różanej chmurze. Trzeba zatrzymać jasne obrazy.

***


Jak ktokolwiek, kiedykolwiek mógł chcieć z tego zrezygnować, myślę, czuję, kiedy patrzę zza zasłony rzęs na głowę, skronie, wargi na moich wrzących piersiach, oświetlone ciepłem małej lampki. Tracę słuch. Tracę oddech. Dopiero, kiedy mnie wypuszcza, wynurzam się jak spod powierzchni wody. Wracam i łapię powietrze, oszołomiona, pokonana, miękka, lepka.

W nocy śnię ogromne, białe ryby, kołyszące się tuż przy betonowym brzegu. 

Rankiem słońce wdziera się do środka. Mój pokój ma jasne ściany, jasną podłogę, w jasnej pościeli naga skóra opalizuje i oślepia. Skradam się na palcach z grzebieniem lub majtkami, nie chcę go obudzić, jeśli jeszcze drzemie. Słońce zapala mu kosmyk włosów nad czołem, a ja na miękkich kocich łapkach tańczę. Jesteśmy krystaliczni. 

Lubię patrzeć na niego z daleka. Jak idzie z naprzeciwka albo jak odjeżdża na rowerze. Kiedyś mogłam go obserwować przez okno od Urzędniczej do Batorego. Wpijałam się łapczywie w szybę i wychylałam na przystankach, obserwowana z troską przez pozostałych pasażerów, wariatka z rozmazanym na ustach uśmiechem.

Jak ktokolwiek, kiedykolwiek mógł być z tego niezadowolony, stukam się w czoło ukradkiem, kiedy idę tuż, tuż za nim ryzykując, że jeśli zatrzyma się, zderzę się nosem z jego ciepłym karkiem. Otwieram usta ze zdumienia, bo nie mogę sobie poradzić z myślą, że ktoś chciał to odrzucić, komuś to nie pasowało, komuś to nie wystarczało, że ktoś chciał czegoś innego, że ktoś chciał coś ponad to.

Ja niczego więcej nie chcę.

czwartek, 14 maja 2015

Ship to Wreck

Wiem, że nadejdzie dzień, kiedy ty powiesz: "Wyjeżdżam."

Będziesz patrzył na mnie uważnie pociemniałymi oczami. Podskoczę pewnie i zaszczebiotam: "Do Radomia?", jak zawsze ucieszona, zachwycona tym nigdy nie tracącym uroku żartem, choć czuła będę, że nie, bo lód podejdzie mi do serca.

Więc ty powoli pokręcisz głową, a mury świata zawalą się z hukiem w asfaltowych obłokach tłustego pyłu.

Spytam jeszcze resztką sił, ostatkiem tchu, czy mogę jechać z tobą, ale ty zaprzeczysz ponownie. A moje serce stanie.


***



Jesteśmy z jednego plemienia: ludzi drogi.

Jesteśmy z jednego plemienia: ludzi drogi, choć nie przemierzam z plecakiem północnej Hiszpanii, choć nie podróżuję stopem przez szwajcarskie Alpy, chociaż nigdy nie byłam dalej niż przedmieścia Paryża. Jesteśmy ludźmi drogi, bo jesteśmy w drodze, bo taki jest stan umysłu.

Jesteśmy ludźmi drogi z wiecznie spakowanym plecakiem, bez adresu, bez domu, bez mienia. Jakby jedyny dom, jaki mam, to wielki plecak; za każdym razem, kiedy wspinając się na palce wyciągam go z szafy, czuję, że rozszerza mi się ciasna klatka żeber, że mogę wziąć oddech.

Wiem, że gdzieś już jest wyznaczony dzień, kiedy ptak mojego serca ucieknie z ciasnej klatki żeber. Wyfrunie ze mnie jaskółka serca i poleci za tobą, usiądzie ci na ramieniu i nigdy już do mnie nie wróci. Będę człowiekiem bez serca, bo pozwolę sercu odejść z tobą, oddam moje serce tobie, a ty poniesiesz je w kieszeni bluzy w świat szerszy niż pole widzenia.

Nie będę miała serca, bo pozwolę, żebyś zaniósł je innej kobiecie, serce ze wstążeczką na kruchutkiej szyi, z drżącym od najmniejszego ruchu pierzem.

A ja rozkruszę się w szary popiół i wiatr mnie rozniesie. Bez serca stracę wagę i wilgotność; zostanie ze mnie sama skórka, suchy wiórek, lżejszy od powietrza. Będę mówić: "Mnie nie ma", a przyjaciele będą zaglądać w puste oczy i błagać: "Wróć do nas, O. Gdzie jesteś, O.? Wróć do nas, nie odchodź".

A ja będę odpowiadać: "Mnie nie ma" i pogrążona w miękkiej ciszy będę przemykać pod ścianami, blisko cienia.

Ale jesteśmy przecież ludźmi drogi, a to oznacza: wiecznie spakowany plecak, bez adresu, bez domu, bez mienia. Droga mnie ukoi, przytuli i poniesie; bez serca to będzie słodki ciężar, nie więcej niż dwadzieścia jeden gramów plus skórzane buty, plus waga górskiego roweru, plus kilkudziesięciolitrowy plecak i  trekkingowe kije, skrzyżowane na plecaku jak wiedźmińskie miecze.


***


Chciałabym iść wstecz, by odsuwać się od tego piekielnego dnia, ale rzeka płynie zawsze tylko w jedną stronę.